Strona:PL Zola - Płodność.djvu/410

Ta strona została skorygowana.

koju o ścianach do połowy wysokości wykładanych dębem i smutnych szpitalnym wyziewem. Chwilami dolatywało go kwilenie nowonarodzonego niemowlęcia, któremu wtórował płacz kobiecy, może matki, zamkniętej z niem w jednej z przegródek. Wspomniał o dawnym obyczaju składania podrzutków w kole, okręcającem się w murze, matka przynosiła wtedy dziecko pokryjomu, kładła dziecko w wyżłobienie i zadzwoniwszy, uciekała coprędzej. Był za młody, by osobiście to pamiętać, lecz widział takie koło, funkcyonujące na scenie w jakimś melodramacie, wystawionym w teatrze Porte Saint Martin. Lecz ileż z tem obyczajem łączyło się opowiadań! O niemowlętach przywożonych w koszykach z prowincyi, o dzieciach księżniczek przynoszonych przez podejrzane osobistości, o zastępach nieszczęśliwych uwiedzionych dziewczyn, oswabadzających się w cieniach nocy od uciążliwego owocu chwilowej miłostki. Od owych czasów rzeczy przybrały odmienną postać, koła zniesiono i złożenie dziecka odbywało się jawnie, wchodzono z niem przez niewielkie drzwi, w szarym murze olbrzymiego przytułku i administracya zapisywała daty, imiona, gwarantując dochowanie jaknajściślejszej tajemnicy. Mateusz wiedział, że wiele osób utrzymuje, iż zniesienie koła zdwoiło liczbę poronień i dzieciobójstw. Jednakże z dniem każdym wzmaga się opinia potępiająca wczorajszy ustrój, godzący się ze złem istaiejącem, by