Strona:PL Zola - Płodność.djvu/413

Ta strona została skorygowana.

Znów się roześmiała zgrzytliwie, jak na urągowisko, chociaż wyraz twarzy usiłowała zachować słodkawy jak zwykle.
— A co? czy to nie zabawne? matka nie chciała, bym zabrała dziecko do Rougemont a pomimo to sami mi je odwiozą! Ot, często się tak zdarza, iż pomimo przeszkód dzieje się tak, jak stać się miało!
Mateusz nie odpowiedział, lecz jakiś zimny, lodowaty powiew przeszył mu serce. Więc cóż się stanie z tym biednym synem Noriny? czy zaraz umrze? czy skazany będzie na długie cierpienie? czy wyżyje i nędza doprowadzi go do zbrodni? Na jakie losy skazała go matka, porzucając jak szczenię zabrane suce i rzucone przy drodze na pastwę najgorszych przygód!
Dorożka turkotała, wymijając się z coraz to innemi powozami a gdy przystanęła przed domem na ulicy Miromesuil, la Couteau zaczęła ubolewać, że nie zdąży na pociąg, bo już teraz jest godzina wpół do szóstej a przecież musi się jeszcze rozmówić z panią Bourdieu i zabrać dziecko powierzone jej na wychowanie. Mateusz wziął dorożkę na godziny, chcąc się kazać odwieźć na dworzec kolei północnej, lecz rozbudziła się w nim ciekawość zobaczenia niemowląt odjeżdżających z Paryża pod strażą la Couteau i jej towarzyszek, więc rzekł jej, by się śpie-