szyła a on na nią poczeka. Zapowiedziała, że wróci dopiero za kwadrans, więc wysiadł z dorożki i poszedł raz jeszcze zobaczyć się z Noriną.
Gdy wszedł do pokoju zastał ją samą. Siedziała na łóżku wsparta o poduszki i jadła jedną z trzech pomarańcz, przyniesionych od matki przez małe siostrzyczki. Tłusta, ładna ta dziewczyna, starannie odrywała cząstki owocu i ssała je z widocznem zadowoleniem, przymykając oczy i różowiejąc z łakomstwa, oblizywała czerwone, świeże usta z rozkoszą kotki, spijającej śmietankę. Drgnęła, gdy niespodziewanie drzwi się otworzyły a poznawszy wchodzącego uśmiechnęła się zakłopotana.
— Już się stało — rzekł Mateusz — siadając.
Nie zaraz odpowiedziała, ocierając palce o chustkę od nosa. Ale czując, że powinna się odezwać, rzekła:
— Ponieważ pan mnie nie uprzedziłeś, że powrócisz, zatem wcale się pana nie spodziewałam... Więc już się stało, tem lepiej, ponieważ nie można było uczynić inaczej... A niechaj mi pan wierzy, iż ja nie mogłam brać na siebie takiego ciężaru...
Zaczęła mówić o potrzebie znalezienia roboty, gdy ztąd odejdzie. Spytała, czy może wrócić do zakładu, oświadczając przytem, że w każdym
Strona:PL Zola - Płodność.djvu/414
Ta strona została skorygowana.