Strona:PL Zola - Płodność.djvu/415

Ta strona została skorygowana.

razie popróbuje tam pójść, chociażby dla przekonania się, czy właściciel odważy się za drzwi ją wyrzucić.
— Ale pana upewniam, że wcale się nie martwię możliwością nędzy, bo pewną jestem, że potrafię sobie dać radę a w najgorszym razie znajdę sobie kogo... a trudno przypuścić, by gorzej ze mną postąpił niż ten pierwszy...
Rozmowa była uciążliwa, Mateusz zaledwie, że odpowiadał, wreszcie wpadła do pokoju la Couteau, znów obarczona połowem, już z innem dzieckiem na ręku.
— Śpieszmy się, śpieszmy — wołała. Rachunki z temi paniami ledwo że ukończyłam, bo się targują o każdy grosz i zawsze się im wydaje, że za wiele od nich żądam.
Norina zatrzymała ją, mówiąc:
— To dziecko panny Rozyny? Proszę, niech pani mi je pokaże...
A odsłoniwszy przykrytą twarz dziecka, zaczęła podziwiać:
— Ach, jakie tęgie to maleństwo a jakie śliczne! Z pewnością się uchowa, bo takie zdrowe...
— Naturalnie, chciałoby żyć — zauważyła filozoficznie la Couteau. Zwykle tak bywa, że dziecko, gdy przyjdzie na świat nieproszone i wszystkim jest zawadą, żyje i chowa się wybornie...
Norina uśmiechnięta, rozczulona, patrzała pie-