szczotliwym wzrokiem kobiet, i miłością interesujących się każdem dzieckiem. I zaczęła frazes:
— Jaka szkoda, jak można mieć serce porzucać...
Lecz zatrzymała się i przestawiła słowa:
— Jak serce boli, będąc zmuszoną porzucać takie aniołki...
— Do widzenia, życzę pani wszystkiego dobrego — mówiła la Couteau — zabierając się do wyjścia. Z pani powodu może się spóźnię na pociąg... A mam przy sobie powrotne bileta dla nas wszystkich, moje pięć towarzyszek już pewnie się niecierpliwią, wyczekując na mnie na dworcu... Tożby zaczęły na mnie wrzeszczeć, gdybym się spóźniła...
Cwałem zbiegła ze schodów, nie zważając na dziecko trzymane na ręku. Wskoczyła do dorożki a gdy Mateusz zajął przy niej miejsce, zawołała uszczęśliwiona, że powóz już ruszył:
— Nareszcie! już myślałam, że nie zdołam się dziś wyrwać... A czy pan zauważył, co powie działa Norina... Sama nie chciała zaryzykować piętnastu franków na miesiąc dla swojego dziecka a napada na pannę Rozynę, która dała mi czterysta franków, bym zajęła się jej synem, aż do pierwszej komunii... Bardzo poczciwa osoba ta panna Rozyna a niechaj pan spojrzy, jakie śliczne jest jej dziecko... Dzieci poczęte z miłości są najpiękniejsze! Ale szkoda, że właśnie te najkrócej żyją...
Strona:PL Zola - Płodność.djvu/416
Ta strona została skorygowana.