— Panie doktorze, błagam, zechciej pan pójść ze mną — powtarzał pan Broquettte.
Wobec bezskuteczności swych nalegań, pomyślał, że należy coś uczynić dla podtrzymania opinii o wzorowym porządku całego domu. Rzucił się więc ku młodej chłopce, krzycząc:
— Słuchaj, ty brudasie, dlaczego nie przyniosłaś ciepłej wody dla obmycia swojego dziecka? I po co się tutaj rozwalasz? Dlaczego nie poszłaś na górę, by się choć trochę ogarnąć po odbytej podróży?... Czy czekasz, żebym chlusnął na ciebie kubłem wody, by cię zmusić do mycia?...
Zmusił ją, by wstała i pędził strwożoną ku schodom a wepchnąwszy ją tam, wrócił ku dwóm panom, lamentując z dobrodusznym wyrazem twarzy:
— Ach, panie doktorze, jaka to męka z temi wiejskiemi brudasami, doprosić się nie mogę, by chociaż twarz i ręce sobie obmywały... Bo porządek uprawiamy z zamiłowaniem i całym wysiłkiem pragniemy z panią Broquette, by nasz zakład był czysty! Z dumą więc mogę powiedzieć, że nie moja w tem wina, jeżeli tu i owdzie można dostrzedz jaki pyłek chwilowo niestarty!
Lecz z wejściem młodej chłopki na górę, rozpoczęła się tam jakaś straszliwa wrzawa, kłócono się coraz głośniej, coraz namiętniej, zapewne kułakując się gromadnie. Odgłosy dolatywały
Strona:PL Zola - Płodność.djvu/436
Ta strona została skorygowana.