Strona:PL Zola - Płodność.djvu/446

Ta strona została skorygowana.

Lebleu, ma szczęście. Za dwie godziny załatwię się na mieście i przyjdę tutaj, by uwolnić ją od piastowania syna...
Przez drzwi otwarte do sieni, doktór Boutau patrzał na dwie młode chłopki, które czekając na la Couteau, śmiały się, popychały, wesołe i figlarne jak kotki.
— A dlaczego nie pokazano mi tych dwóch?.. Miłe są z wyglądu. Czy to także mamki?
— Mamki? o nie! nie! — zawołała la Couteau z tajemniczym współuśmiechem. Są to młode osoby, które mi powierzone odwieźć do Paryża.
Wchodząc do biura, la Couteau ukośnem spojrzeniem ogarnęła Mateusza, zdziwiona, że go tutaj spotyka, lecz dla ostrożności udała, że go nie poznaje. On zaś siedział na krześle w milczeniu, asystując przy oglądaniu stada i dobijaniu targów, z przykrością patrząc na tę matkę sprzedającą swój pokarm a cały drgnął, gdy la Couteau zwróciła się w stronę zdrowego, silnego niemowlątka które cichutko leżało w fotelu. Zdawało mu się, że już widzi ją unoszącą tę nową zdobycz i spotykającą się z bandą towarzyszek na dworcu kolei żelaznej; każda trzymała tam w szponach nowonarodzone dziecko i szykowała się z nim do odlotu, ku dalekiej wiejskiej trupiarni. Te czarno ubrane kobiety robiły na nim wrażenie stada wron upędzających się za żerem na paryzkim bruku i kradnących rozpo-