Strona:PL Zola - Płodność.djvu/451

Ta strona została skorygowana.

w ciągłych obawach o syna, zarzucała doktora pytaniami, słuchając z nabożeństwem jego odpowiedzi, Beauchêne zaś, odprowadziwszy Mateusza na stronę, rzekł:
— Dlaczego mi nie powiedziałeś, że tam już się wszystko odbyło?
Śmiał się, wydymał czerwone policzki, cmokał z zadowoleniem cygaro, puszczając kłęby dymu. A nie otrzymując odpowiedzi, dodał:
— Przecież wiesz o czem mówię a wyobraź sobie, że nie dalej jak wczoraj, spotkałem tę ładną blondynkę...
Mateusz spokojnie odparł, że czekał zapytania z jego strony, by mu zdać sprawę ze swojej misyi, sam bowiem nie miał ochoty poruszać tak drażliwej kwestyi. Ponieważ pieniądze złożone w jego ręce, starczyły na opłacenie wszystkich kosztów, zatem pozostawało mu tylko złożenie pokwitowanych rachunków, których całą paczkę ma w pogotowiu na każde zawołanie. Zaczął wymieniać szczegóły, lecz Beauchêne przerwał mu, jakby z nadmiaru uradowania:
— Czy wiesz, co się stało?... Otóż odważyła się przyjść prosić o robotę! naturalnie, że nie do mnie się z tem zwróciła, ale do nadzorcy wydziału, gdzie pracują kobiety. Na szczęście przewidziałem to i wydałem surowe rozporządzenie, więc dozorca jej wręcz odmówił, twierdząc, że nie może przyjąć jej usług ze względu, że mogłaby znów zakłócić istniejący porządek. Bo