Strona:PL Zola - Płodność.djvu/454

Ta strona została skorygowana.

więc przeliczyła się i oto, jak widzisz, czemprędzej postarała się o nowego kochanka, jest więc nadzieja, że będzie miała ich więcej, całą seryę, bez liku i bez wyboru! Życzę jej wesołej zabawy, ale co do mnie, to już się za nią nawet nie obejrzę!
Przestał mówić i poszedł kilka kroków ku żonie i doktorowi, lecz nagle jakby sobie coś przypomniawszy, zawrócił i spytał Mateusza głosem zniżonym:
— Zacząłeś coś mówić o dziecku, ale ci przerwałem, więc cóż?
A gdy Mateusz mu powiedział, że osobiście był przy odwiezieniu dziecka do domu podrzutków, Beauchêne z oznakami wielkiej życzliwości ujął mu dłoń w obie ręce.
— Dziękuję ci, serdecznie dziękuję... Jestem teraz zupełnie spokojny.
Podśpiewując z zadowolenia, stanął przed Konstancyą, która w dalszym ciągu radziła się doktora, trzymając Maurycego na kolanach. Wpatrzona była w dziecko z zaniepokojoną miłością matki a zarazem statecznie myślącej burżuazki, wielbiącej swego jedynaka, poczuwającej się do obowiązku czuwania nad jego zdrowiem, by wyrósł podług jej życzenia na dziedzica bogatej fortuny i spadkobiercę wielkiego przemysłowego zakładu. Zaczęła się bronić: