Strona:PL Zola - Płodność.djvu/486

Ta strona została skorygowana.

guje na nią spojrzeć... Jak to ona jak na urząd zbudowana... mocna, zdrowa a dziecko jej, toż każdy widzi, że takie jak i ona... Prawda, że jest mężatką... ma nawet czteroletnią córkę, która z ojcem na wsi pozostała... ale przecież to nie zbrodnia być uczciwą matką familii... Wreszcie, mogę panią zapewnić, że ją znam oddawna i ręczę za nią, jak za samą siebie... A jeżeli pani nie będzie z niej zadowolona, to ja, Zofia Couteau, obowiązuję się przy świadkach, ża pani zwrócę pieniądze na nią wyłożone.
Walentyna na wszystko się zgadzała, bo pilno jej było rzecz całą ukończyć; przystała płacić mamce sto franków na miesiąc, ponieważ była mężatką. La Couteau nastawała na korzyść, jaką pani przynosi wzięcie mamki bez pośrednictwa kantoru stręczeń; na czysto pozostaje ztąd czterdzieści pięć franków zysku i chyba, te pani jej przeznaczy tę sumkę, jako wynagrodzenie poniesionej straty czasu. Prócz tego, odesłanie dziecka na wieś kosztować będzie trzydzieści franków. Walentyna była hojna, więc podwoiła tę cyfrę, rada, że pozbyła się ciężkiego kłopotu. Lecz znów ją ogarnęła trwoga na myśl, ze Marya Leblau jest zabarykadowana w swoim pokoju. W jakiż sposób ją ztamtąd wyprowadzić?...
— Jakto?.. więc pani się boi tej pijaczki?... — zawołała la Couteau. — Ja potrafię z nią się załatwić... Mnie ona zaraz usłucha, bo wie, że ina-