Strona:PL Zola - Płodność.djvu/505

Ta strona została skorygowana.

— Broń się... ona na ciebie napada... broń się, mój najdroższy... Czy słyszałeś, co powiedziała?.... Że my nie będziemy mogli mieć dzieci!...
— To jakbyś pani powiedziała — zawołał z żywością Augelin — że nie wyrośnie ani jeden kłos zboża na tem polu, zasiewanem przez męża pani!
Obie kobiety roześmiały się zarumienione i spłoszone. Mateusz doszedłszy na kraniec pola, zawrócił, również jak dwaj pracujący z nim pomocnicy. Szli równo na jednej linii, rzucając ziarno szerokim gestem, zapełniającym horyzont; powierzali zasiew zoranej ziemi, by je przechowała i użyźniła w swem łonie a po tygodniach tajemniczej pracy, zakiełkuje ono, zazieleni się nad ciemną niwą, by później dojrzeć pod gorącem słońcem wiosny i lata.
Na łonie Maryanny spoczywający Gerwazy, ssał powoli, prawie w uśpieniu. Usteczka jego ciągnęły zlekka pierś matki, więc pokarm prawie przestał płynąć, źródło mleka szemrało tak cicho, że zaledwie dosłyszeć je można było a jednak żyło, jak te ziarno na zimę ziemi powierzone i karmione wieczystym zdrojem życia, płynącym w żyłach ziemi.
W dwa miesiące później, w styczniu, w dzień mroźny, do pawilonu zamieszkanego przez Mateusza i Maryannę, weszli Beauchêne i Séguin, którzy wybrali się na polowanie na kaczki, licz-