Strona:PL Zola - Płodność.djvu/518

Ta strona została skorygowana.

wu... Lecz pan nie możesz się znać na tych figlach... jesteś za młody a przedewszystkiem nie rolnik... ale nieszczęście nauczy pana niechybnie..
Pani Lepailleur przysłuchiwała się jak zawsze z podziwem, że mąż tak pięknie potrafi mówić, przytakiwała mu głową a chcąc i sama coś powiedzieć, odezwała się do Maryanny:
— Niech pani nie przypuszcza, że mój mąż to wszystko gada ot tak tylko, by państwa zniechęcić... On zna się na rzeczy... I ma racyę gdy mówi, że ziemia nic nie warta... Ziemia to tak nieprzymierzając jak dzieci... Jedne żyją, inne umierają i nie można wiedzieć, które będzie pociechą dla rodziców a które doprowadzi ich do grobu z umartwienia... Ale dobrze wszystko policzywszy, to zawsze więcej się daje, aniżeli się zbiera... i złe nikogo nie minie... Zobaczycie państwo... sami się o tem przekonacie...
Nie odpowiadając, Maryanna podniosła oczy i wpatrzyła się z ufnością w Mateusza, czerpiąc w nim otuchę do spokojnego zniesienia tych złośliwych przepowiedni. Mateusz przez chwilę gniewny wobec takiej ciemnoty sąsiadów, urażony ich zawistnem urąganiem, opanował się i odpowiedział żartobliwie:
— A tak, zobaczymy, przekonamy się... Gdy wasz syn Antoni będzie prefektem a moje dwanaście córek będę wydawał zamąż, zaproszę państwa na ich wesele... bo wtedy na tej ziemi tak dużo rodzić się będzie zboża, że wasz młyn