Strona:PL Zola - Płodność.djvu/519

Ta strona została skorygowana.

będzie odbudowany i postawicie maszynę parową, by mleć pszenicę rosnącą w moich dobrach...
Ręką, Mateusz zakreślał tak szerokie granice swoich przyszłych posiadłości, że młynarz aż się nachmurzył z gniewu, nie lubiąc, by z niego kpiono. Smagnął konia biczem i wózek ruszył po wyboistej drodze.
— Zboże kiełkujące nie jest zbożem we młynie... Do widzenia i życzę szczęścia...
— Do widzenia i dziękuję za życzenie!
Dzieci rozbiegły się poszukując pierwiosnków wśród mchów i zeszłorocznych liści a Mateusz usiadł przy Maryannie, czując, że drży ze wzruszenia. Nie pocieszał jej, wiedząc, że jest dość silna, by przemódz chwilowy niepokój i obawy, jakie wywołać mogły słowa młynarza i jego żony. Wiedział, że zachwiane jej serce prędzej się uspokoi, gdy przy niej pozostanie, więc przysiadł się tuż obok i patrzał na nią, uśmiechając się do niej. I rzeczywiście zaraz wróciła do zwykłej równowagi i już pogodnie uśmiechnięta patrzała na niego, podczas gdy Gerwazy, który jeszcze nie zważał na złośliwe ludzkie gadaniny, ssał z niezmąconą żarłocznością, pomrukując na znak rozkosznego zadowolenia. Mleko płynęło i płynęło bezprzestanku, a krzepione niem ciało dziecka rosło z dniem każdym, nabierając siły i zdawać się mogło, że mleko w obfitości płynące łączyło się z sokami ziemi, napełniając świat,