energią tworząc zdrowie i siłę, wypowiadając, co może praca człowieka, który w miłości czuje się solidarnym z naturą. Zielone, bujne pole było dobroczynnem, hojnem morzem, obiecującem zaspokoić głód świata a silnie rozwinięte kłosy, zdawały się głosić dobrą zapowiedź o innych tu powstać mających urodzajnych polach, wypełniających horyzont od krańca do krańca. Było to zwycięztwo jaśniejące w tryumfalnych promieniach słońca Konstancya i Walentyna nie czuły się wzruszone widokiem tej trawy, bo głowy ich snuły innego rodzaju ambicye; Morange, równie jak one, patrzał obojętnemi oczami a wzrok jego był tak błędny i przygasły, że napewno nie wiedział nawet na czem się jego oczy zatrzymały. Lecz Beauchêne i Séguin nie mogli się dość wydziwić nadzwyczajności widoku, przypominając sobie, jak będąc tutaj w styczniu, widzieli tylko obumarłą ziemię, spoczywającą pod lodowatą osłoną białego szronu. Nie umiejąc odgadnąć tajemnicy rolnego gospodarstwa, stali, odurzani siłą cudownego zmartwychpowstania, zwycięzkiem powodzeniem podboju, który dzikie, bagniste płaskowzgórze zamienił w pole żyjącego bogactwa. Zwłaszcza Séguin stał się hojny i wymowny w pochwałach. Był teraz pewny, że Mateusz zdoła spłacać mu raty a może nawet zażąda kupna nowej części dóbr leżących odłogiem.
Strona:PL Zola - Płodność.djvu/521
Ta strona została skorygowana.