— Jaka twoja Regina jest śliczna, milutka... Patrz, jak biega i bawi się razem z dziećmi, chociaż niedługo będzie dorosłą panną, którą za mąż wydasz!
Morange zwolna podniósł głowę i spojrzał na córkę a w oczach jego jeszcze pełnych łez, pojawił się uśmiech, złączony z wyrazem ubóstwienia. Z każdym dniem dostrzegał on wzrastające podobieństwo Reginy do matki i ztąd powstawała w nim coraz silniejsza miłość dla tej ukochanej jedynaczki, po za którą nic już na świecie dla niego nie było. Pragnął, by była najpiękniejszą, najszczęśliwszą, najbogatszą. W tem upatrywał odkupienie win swoich, jedyną radość, jakiej ma było wolno spodziewać się w życiu.
Lecz to wielkie przywiązanie czyniło go zazdrosnym względem przyszłego męża Reginy, tego człowieka, który mu ją zabierze, bo wtedy nazawsze już samotnym pozostanie, samotnym, z grozą wspomnień o śmierci Waleryi.
— Mam ją za mąż wydać? — szepnął. — O, nie ona ddopieroco ukończyła lat czternaście.
Wszyscy się zadziwili, bo Regina wyglądała na lat osiemnaście, tak była wysoka, rozwinięta i ładna kobiecą pięknością. Z gęstych, ciemnych jej włosów, z cery śniadawej, lecz niezrównanie świeżej, promieniała przedwczesna żądza miłości a pragnienia matki marzącej o życiu wystawnem, o światowych popisach i używaniu, były w córce spotęgowane, zdradzając się w każdem jej słowie
Strona:PL Zola - Płodność.djvu/526
Ta strona została skorygowana.