siejszym przedewszystkiem nie dostaje zbytku, wolą się głodzić, byle się nie wyrzec urojonej potrzeby pozorów, których zachowanie jest ustawiczną ich męczarnią.
Podczas deseru, gdy służąca wszystko postawiwszy odeszła, Morange zadowolony ze smacznego śniadania, stał się pohopnym do zwierzeń. Spojrzał na żonę i mrugnięciem wskazując gościa, rzekł:
— Jemu można zaufać, więc pomówmy z nim o naszych zamiarach.
A gdy Walerya zgodziła się, Morange zabrał głos zwróciwszy się w stronę Mateusza:
— Wiesz mój drogi, że może niedługo przestaniemy z sobą kolegować, może opuszczę zakład... Jeszcze nie ma nic straconego, ale ciągle o tem myślę... Od dawna, a zwłaszcza od kilku miesięcy. Zaraz ci powiem dla czego. W zakładzie pana Beauchêne po ośmiu latach uciążliwej pracy doszłem do pięciu tysięcy franków dochodu, lecz cyfra ta już się nie zwiększy, a przynajmniej nie o wiele... zatem na stanowisku, jakie dziś zajmuję, nigdybym nie zdołał uzbierać majątku, więc przyszłość moja byłaby zwiechnięta.
— Tak, byłaby zwichnięta — zawołała z mocą Walerya. — Zatem byłoby potwornem, gdyby mój mąż nie postarał się o inne stanowisko. Lepiej sobie głowę rozbić o mur, aniżeli wyrzec się dojścia do czegoś odpowiedniejszego z naszemi pragnieniami.
Strona:PL Zola - Płodność.djvu/54
Ta strona została skorygowana.