Strona:PL Zola - Płodność.djvu/555

Ta strona została skorygowana.

— O nie, proszę pani! nawet wtedy mowy o tem nie było. A nawet gdy po raz pierwszy powiedziano to słowo, zaczęłam się rzucać ze złości i chciałam wracać do domu, pewną będąc, że mnie pokaleczą i że stanę się odrażającą dla mojego męża. Ale panowie doktorzy wyśmiewali się ze mnie, gdym tak gadała i wreszcie powiedzieli, że jeżeli wolę umrzeć, to chyba, że mam na to ochotę. A potem to przez cały tydzień pozestawiono mnie w spokoju, powtarzając po kilka razy na dzień, że kiedy nie chcę się leczyć to niezawodnie za miesiąc już będę w ziemi. Pani rozumie, że wcale mi nie było wesoło słyszeć taką przepowiednię i tak się zlękłam śmierci, że byłabym pozwoliła, by mi poobcinano ręce i nogi... tem więcej, że gdy się rozpytywałam panów doktorów, co właściwie chcą ze mną zrobić, nie odpowiadali, albo też dawali do poznania, że prawie nic, coś tak zwyczajnego, że inne kobiety poddają się temu bez namysłu, bo wiedzą, że nawet nie poczują żadnego bólu. I na własne oczy widziałam, że mnóstwo kobiet przychodzi, by je zoperowano, po trzy, cztery wprowadzano codziennie do naszej sali, mówiąc, że wkrótce wrócą do zdrowia. Więc i ja się zdecydowałam... tak, proszę pani, nikt mnie nie przymuszał, z własnej woli powiedziałam, że chcę a dzisiaj to nacieszyć się nie mogę, że pozbyłam się dawnej biedy.