Strona:PL Zola - Płodność.djvu/556

Ta strona została skorygowana.

— Jednakże — przerwał jej Benard z pełnemi ustami jedzenia — panowie doktorzy powinni mi byli powiedzieć, gdym przyszedł cię zobaczyć w niedzielę, że chcą wszystko ci wykroić... Mnie się widzi, że takie rzeczy nie powinny być wypruwane z kobiety bez zezwolenia męża... Przecież ty sama nie wiedziałaś, co oni chcą tobie zrobić i aż zgłupiałaś, gdy ci powiedziano, że nic w tobie już niema.
Eufrazya oburknęła się i kazała mu cicho siedzieć.
— Owszem, wiedziałeś i ja wiedziałam. Tylko, że mi jasno wszystkiego nie powiedziano. Ale przecież rozmawiałam z innemi choremi i domyślałam się, że już w całości nie będziesz mnie miał jak przedtem. Lecz trudna sprawa... trochę człowieka mniej albo więcej, cóż ci na tem zależy, kiedy tego nie widać? Wolę to, aniżeli okaleczenie twarzy!
Benard mruczał wszakże, pochylony nad talerzem:
— Ja się na to nie godzę. Powinni byli mnie przestrzedz. A najpierwej tobie powinni byli rzecz jasno wyłożyć, że kiedy wszystko z ciebie wyjmą, to już nigdy nie będziesz miała dzieci.
Zaczął spiesznie jeść, sapiąc, zafrasowany, że może wywołał burzę domową.
— Milcz! — wrzasnęła żona. — Robisz co możesz, bym się z umartwienia nanowo rozchorowała. Czyż ci nie dosyć tych trojga dzieciaków,