Strona:PL Zola - Płodność.djvu/560

Ta strona została skorygowana.

co nie zmarłaś a oto teraz Cecylia musiała iść do szpitala!.. A ta moja najstarsza... ta nieszczęsna Norina...
Potrząsnęła rozpaczliwie głową i znów tym samym płaczliwym tonem powróciła do rozpamiętywania losu każdego ze swych dzieci, zatrzymując się na szczegółach, ubolewając nad biednym swoim mężem, który od dwudziestu pięciu lat nie odetchnął ani na chwilę, drepcząc codzień jak koń w maneżu, skazany na obracanie koła aż do dni ostatka. Oj, tak, jedyną jego uciechą było płodzenie dzieci, bo już jak raz były, żadnej pociechy rodzice z nich nie mieli... Ach a te biedne dzieciska teraz już po za rodzinnem gniazdem, wszak im nie jest lepiej niż było rodzicom! Każde na swoją rękę rozpoczęło tę samą biedę! I znów wymówiła imię Noriny, roztkliwiając się nad swoją najstarszą córką. Lecz Eufrazya przerwała jej z gwałtownością:
— Mamo! zakazałam ci wymawiać to imię w mojej obecności!.. Tę bezwstydnicę spoliczkowałabym przy pierwszem spotkaniu!.. Mówiono mi, że znów miała dziecko i Bóg raczy wiedzieć co z niem zrobiła! Twoja rozleniwiona Irma lada dzień puści się na łajdactwo i trzeba, żebyś wiedziała, że przykład Noriny będzie tego powodem!
Dawna nienawiść względem starszej siostry, której zazdrościła urody, białego, pulchnego ciała, jeszcze się teraz wzmogła w brzydkiej, chudej