Strona:PL Zola - Płodność.djvu/561

Ta strona została skorygowana.

Eufrozynie, pyszniącej się swoją uczciwością pracowitej matki rodziny i z większą niż kiedykolwiek pogardą odzywała się o Norinie, zamiłowanej w próżnowaniu, wzdychającej ku wygodnemu, wesołemu życiu. Ani mąż, ani matka, nie śmieli się teraz odezwać, wystraszeni, że byle jakiem słowem, mogą spowodować jeszcze gwałtowniejszą scenę.
— Wspomnieliście, moja dobra kobieto, że wasza córka Cecylia, musiała wstąpić do szpitala?.. spytała Serafina z nowem zaciekawieniem.
— Ach, tak, proszę pani!.. Cecylia jest w szpitalu... A jednak ta miała szczęście, bo pan Froment wziął ją do służby na wieś, gdzie teraz gospodaruje... Lecz przyszła choroba i musiała ztamtąd odejść... Cecylia narzekała, że czuje w sobie jakby banię, która jej ciąży w ciele a w głowie gwóźdź, wciąż wbijający się jej aż do mózgu... A potem chwyciły ją straszne bóle w krzyżu i w udach... tak, że wyła z boleści za każdem poruszeniem... podobno, że jej zrobią tę samą operacyę co Eufrozynie...
— Wcale niezabawna historyą dla dziewczyny, która zaledwie skończyła lat siedemnaście! rzekł Benard, wstając od stołu po zjedzonem śniadaniu.
— A cóż to ona ma być delikatniejszą panią odemnie! zawołała z cierpkością Eufrozyna. Kiedy mnie krajano to i ją mogą krajać, ponieważ ma tę samą chorobę. Chyba, że woli umrzeć!