— Nie, proszę pani, nic o tem nie mogę powiedzieć, bo nie nie wiem.
Ale znów zaniosła się od płaczu i płakała do nieprzytomności. Myśl o przebytej operacyi, znów jej przypomniała, te wycięto z niej wszystko i że nigdy, nigdy nie będzie matką. Jako biedna dziewczyna, często wałęsająca się po roboczej dzielnicy miasta, miała sposobność od dzieciństwa wiedzieć o wszystkiem, co się odnosi do miłości i macierzyństwa a chociaż, pomimo otaczającego ją zepsucia, pozostała dziewicą, odczuwała teraz cały ogrom krzywdy, jaką jej wyrządzono. Dziewictwo jej ścięte przed rozkwitem wywołało w niej instynktywną rozpacz, trapiła się, że nigdy matką nie będzie chociaż dotychczasowo nie znała ku temu pragnienia i szlochała, szlochała bez końca, jakkolwiek ta powódź łez nie przynosiła jej żadnego uspokojenia.
Wtem zapanowała jakaś radość w sali. Chore witały z uciechą wchodzącego doktora Gaude, który czasem po za zwykłemi godzinami odwiedzał swoją posłuszną ciżbę kastratek, okazując im w ten sposób dobrotliwość ojcowskiej opieki. Wszedł w towarzystwie tylko jednego interna, krępego, młodego człowieka, nazwiskiem Sarraille, o przebiegłych oczach, o poziomym, trywialnym wyrazie brzydkiej, nalanej twarzy. Uroda doktora Gaude tem promienniej przy nim odbijała. Gaude był wysoki, ryży, starannie
Strona:PL Zola - Płodność.djvu/566
Ta strona została skorygowana.