stajnie, bo liczba domowych zwierząt wzrastała z każdym przykupionym kawałem ziemi.
Mateusz narzekał, że zbyt często musi jeździć do Paryża, powoływany tam interesami to z Séguinem, to dla sprzedaży lub kupna i zamówień wszelkiego rodzaju przedmiotów. Rano, w upalny dzień na początku sierpnia, przybył do zakładu Aleksandra Beauchêne dla zobaczenia ulepszonej żniwiarki. Nie zastał ani Konstancyi, ani Maurycego, których wczoraj wywiózł Beauchêne nad morze, do Houlgate, mając sam powrócić do Paryża w przyszły poniedziałek. Obejrzawszy żniwiarkę, która mu się nie podobała, wbiegł na chwilę na górę do biura dla zobaczenia się z Morange’m, wiecznie pochylonym nad stosami regestrów.
— Poczciwie to z twojej strony, że nigdy o mnie nie zapominasz, przyjechawszy do miasta. Lecz mam do tego prawo, bo nie od wczoraj się znamy!
— To pewna, że nie od wczoraj! i wiesz, że zawsze byłem dla ciebie życzliwie uposobiony!
Morange ochłonął już obecnie po doznanym ciosie, wrócił do życia i śmiał się jak za dawnych dni szczęśliwego pożycia z żoną. Z wrażenia okropnej śmierci Waleryi pozostało mu tylko pewne zniedołężnienie umysłu, łatwy był do łez i wzmogła się w nim łagodna dobroć połączona z nieśmiałością. Chociaż dopiero miał lat czterdzieści sześć, był zupełnie łysy, lecz sta-
Strona:PL Zola - Płodność.djvu/578
Ta strona została skorygowana.