Gdy w dwa dni później Mateusz przybył na śniadanie do Morange’a, zastał go w mieszkaniu przy bulwarze de Grenelle w wybornym humorze, śmiejącego się jak dziecko.
— Nie zapomniałeś!... przyszedłeś! — zawołał witając gościa. — Ale musisz trochę poczekać, bo służąca się opóźniła i jeszcze sos majonezowy nie jest zrobiony! Chodźmy do salonu!
Był to zawsze ten sam salonik wyklejeny jasno perłowym, szarym papierem w złote kwiaty, umeblowany w stylu Ludwika XV, z fortepianem palisandrowym, prawie że czarnym. Mateusz dobrze pamiętał, gdy go tutaj po raz pierwszy wprowadziła Walerya. Sporo lat od tego czasu ubiegło i wszystko tu przypłowiało i zdawało się być w zaniedbaniu jak w pokoju, do którego prawie nigdy nikt nie wchodzi.
— Mieszkanie to jest może za obszerne dla mnie i dla Reginy — mówił Morange — lecz serceby mnie zbyt bolało ztąd się wyprowadzać. Już zżyliśmy się z temi kątami. Regina bo najchętniej przesiaduje w swoim pokoju. Chodź, pokażę ci jak u niej ładnie, jak ona umie wszystko zręcznie ustawić. I chcę, byś zobaczył dwa wazony, jakie jej niedawno złożyłem w podarku.
Blado niebieski pokój Reginy niewiele się odmienił w ogólnym wyglądzie, lecz był przepełniony wytwornemi gracikami, jakiemi ojciec bezustannie córkę obdarzał, znosząc jej coraz inne cacka.
Strona:PL Zola - Płodność.djvu/593
Ta strona została skorygowana.