— Najdroższe moje dziecko! — mówił Morange, przerywając sobie czytanie ustępów z listu córki. Cóż dziwnego, że ją tam rozpieszczają! ona taka urocza! Dano jej piękny pokój czerwony z tak wielkiem łóżkiem, że się w niem gubi! Sypia na haftowanych prześcieradłach, ma najprzedniejsze perfumy na swojej toalecie i stąpa po miękkich kobiercach. Baronowa mi powiedziała, że zamek należy do arystokratycznej rodziny niezmiernie bogatej. Otóż gdy przyjechały, baranowa poprowadziła Reginę do parku i przez dwie godziny przechadzały się wśród najpiękniejszych kwiatów. Są tam szpalery z drzew stuletnich a przypominające nawy kościelne. Są wielkie baseny, po których pływają stada łabędzi. Są cieplarnie pełne najrzadszych podwzrotnikowych roślin o kwiatach upajającej woni. Wiesz, nie jestem próżny, lecz wyznam ci, że sprawia mi przyjemność, że moja córka jest gościem w takiej wspaniałej pańskiej rezydencyi. Niech zatem tam pozostanie jaknajdłużej, niechaj się bawi i używa szczęśliwego życia!
Zapomniał o stojącej przed nim czarnej kawie, tak się rozgadał o rozkoszach pobytu Reginy na wsi. Nagle, roztworzyły się drzwi i zjawiła się w nich tak niespodziewana postać, że Morange oniemiał. Była to baronowa.
Morange patrzał na nią ze zdumieniem, nie rozumiejąc jej przybycia, wreszcie rzekł:
Strona:PL Zola - Płodność.djvu/598
Ta strona została skorygowana.