Strona:PL Zola - Płodność.djvu/616

Ta strona została skorygowana.

miał jeszcze tylko tyle siły, by uścisnąć obie dłonie Mateusza, jąkając:
— Nic, nic, zostawcie mnie, nie mów nic, ty sam tylko miałeś racyę. Występowałem przeciwko życiu i życie zabrało mi wreszcie wszystko co posiadałem.
Mateusz uścisnął go, płacząc, pozostał jeszcze kilka minut, w tej tragicznej norze, zakrwawionej najwstrętniejszemi odpadkami życia, na widok jakich kiedykolwiek ściskało się jego serce. W końcu oddalił się, zostawiając Serafinę, która brała w swą opiekę biedaka, traktując go jak małe, chore dziecko, z którym teraz mogła robić co tylko chciała.




W Chantebled Mateusz z Maryanną, wznosząc i budując, rodzili. I w ciągu tych dwóch lat ubiegłych na nowo stanęli, jako zwycięzcy w tej odwiecznej walce życia, przeciwko śmierci, powiększając wciąż rodzinę i przysparzając urodzajnej gleby, co było treścią ich istnienia, radością i siłą. Żądza posiadania się, ogarniała ich jako płomień, zapładniała ich tu boska żądza, dzięki sile kochania się, w bycie dobrym i bycie zdrowym, jaką posiadali; reszty zaś dopełniała energia, spokojna wytrwałość w pracy, koniecznej tworzycielce i przewodniczce świata. Ale nie bez walki osiągnęli w ciągu tych dwóch lat zwycięstwo.