piała się tyle co przy Grzegorza, który omal, że nie przyprawił ją o utratę życia, ale choć zwolna, bo powstała zbyt wcześnie do jakiegoś prania, przychodziła do siebie. Gdy ją wreszcie Mateusz ujrzał na nogach, uśmiechniętą z drogą maleńką na ręku, uściskał ją w miłosnym tryumfie przemagającym wszelkie troski i bóle. Więc jeszcze jedno dziecię, to znaczy nowe bogactwo, nowa energia, nowa siła wzbogacająca świat, nowa uprawna i obsiana rola dnia jutrzejszego.
I zawsze było to samo wielkie i dobre dzieło płodności, rozrastające się coraz to bardziej przez ziemię i niewiastę, pogromicielkę zniszczenia, przysparzającą dobytku z każdem nowem dzieckiem kochającą, chcącą, walczącą i pracującą w boleści, w ciągłym pochodzie naprzód do pełniejszego życia, do większych nadziei.