Strona:PL Zola - Płodność.djvu/62

Ta strona została skorygowana.

ła teraz wyraz lubieżny, naumyślnie milczała przez chwilę, chcąc go tem pewniej wyprowadzić z równowagi. Nie spuszczając z niego płomiennego wzroku, zapytała:
— Czy Maryanna, moja kochana kuzynka jest zawsze w kwitnącym stanie zdrowia?
— Jest zupełnie zdrowa, dziękuję.
— A dzieci zawsze jej przybywa?
— Mamy czworo dzieci.
— A pan? Pan jesteś szczęśliwym ojcem licznej rodziny i zadowolony życiem na wsi?
— Jestem zadowolony i szczęśliwy.
Znów zamilkła a tylko wzrokiem nie przestawała go palić coraz namiętniej, znając czar, jaki wywierała takiem niemem wypowiadaniem swej myśli. Ryże włosy opromieniały jej twarz jak by słonecznym blaskiem. Znów nieco się pochyliła ku niemu i rzekła powoli.
— A więc pomiędzy mną a tobą wszystko już skończone?
Skinął głową na znak, że tak, że wszystko skończone. Wspomnienia ich stosunku sięgały lat bardzo dawnych. Mateusz miał wtedy lat dziewiętnaście, a ona dwadzieścia jeden i była już mężatką, gdy pewnego wieczora niespodziewanie rzuciła mu się w objęcia. Był od niej młodszy, nie umiejący zapanować nad zmysłami rozbudzonemi znienacka, lecz zerwał z nią miłosny stosunek, pokochawszy Maryannę.