— Dzień dobry, moje dziecię, czekam na waszą matkę, która telegrafowała do mnie dziś rano i która, jak się zdaje, nie powróciła jeszcze. Zresztą przybyłem nieco wcześnie... Ach! kochany panie Mateuszu i pan tutaj?
— Tak, oczekuję pana Séguina.
Ścisnęli sobie serdecznie ręce, poczem doktór, spojrzawszy zukosa na Nonę, zwrócił się do niej i zapytał, czy pani Séguin jest chorą, że go zawezwała telegraficznie. Nona odpowiedziała sucho, że nie wie. A gdy pytał dalej, dowiadując się o Łucyę, czemu jej niema w towarzystwie Andrei i Gastona, odparła:
— Łucya leży w łóżku.
— Co! w łóżku! A więc to Łucya jest chorą?
— Nie, chorą nie jest.
Doktór spojrzał na nią znowu swemi bystremi oczami, które zdawały się chcieć przeniknąć nawskroś jej duszę i przestał wypytywać.
— Dobrze więc, będę czekał.
Wreszcie Nona odeszła, wyprowadzając ze sobą Andreę i Gastona i popychając ich trochę przed sobą; była zmieszana, zaniepokojona owym badawczym wzrokiem, który jej nie opuszczał i nie odłączał się od niej i dzieci powierzonych jej pieczy, póki nie wyszli z pokoju.
Boutan zwrócił się znowu do Mateusza; chwilę stali tak naprzeciwko siebie, milcząc. Obaj
Strona:PL Zola - Płodność.djvu/629
Ta strona została skorygowana.