Strona:PL Zola - Płodność.djvu/634

Ta strona została skorygowana.

je dzieło zniszczenia, swary małżeńskie zrujnowały domowe pożycie, mąż idzie w jedną stronę, żona w drugą a tymczasem to troje biednych dzieci, w rękach tej dziewczyny, niby nauczycielki, rośnie dziko, wystawione na najgorsze niebezpieczeństwa. Ach, nieszczęśliwe biedactwa, ich najbardziej mi żal, wejść tu nie mogę, aby mi się nie ścisnęło serce!
I ciszej ciągnął Boutan dalej, opowiadane, jak bardzo lubi małą Andreę, taką ładną, taką łagodną i odmienną, że sama matka, żartując, nieraz oskarżała Catiche, jej mamkę, że swojem mlekiem spokojnego wiejskiego bydlęcia przemieniła ją w swoją, bo zkąd taka odmienna od reszty rodziny i zawsze taka cicha, uśmiechnięta i nie oburzająca się na ciągłe psoty i prześladowania brata. Gaston zaś wcale mu się nie podobał, brutalny i mało inteligentny, był jeszcze więcej zdegenerowany od ojca, bardziej uparty, bardziej oschły, zasklepiony w egoistycznem przeświadczeniu o swej wyższości, której nawet dyskutować nie pozwalał. Ale najbardziej zaciekawiała doktora Łucya, mająca lat dwanaście, była to dziewczynka szczupła, blada i delikatna, o jasno blond włosach, blado niebieskich romansowych oczach. Dojrzawszy nadzwyczaj wcześnie, zachorowała przerażona i zrewoltowana cieknącą krwią, która ją czyniła kobietą. Odkąd więc wyprowadził ją z choroby, badał z zainteresowaniem u niej nadzwyczaj ciekawe obawy, zwięk-