szający się coraz większy wstręt do cielesnych uciech, pewien rodzaj przedwczesnego mistycyzmu, którego polot unosił jej wyobraźnię do dziwacznych marzeń o aniołach i dziewicach nadziemskiej białości i czystości. Wszelkie rojące się życie, mrowisko, rój pszczół, gniazdo ptaka z nagiemi jeszcze pisklętami, wzruszało ją i dotykało boleśnie, przyprawiając prawie o mdłości. Mawiał więc żartem, że ona naprawdę była córką pesymizmu rodziców, przez swą odrazę i wstręt do wszelkiego żywego, ciepłego i brzemiennego ciała.
Ale w tej chwili weszła Walentyna, wpadając swoim zwyczajem niby wiatr do pokoju, zawsze zapóżniona, zawsze przestraszona jakimś niespodziewanym przypadkiem. Mając trzydzieści sześć lat, zdawała się jeszcze młodą, jakby lata po niej przechodziły bez śladu, tak samo szczupła, taka żywa, jak w chwili urodzin Andrei, miała takie same poskręcane blond włosy i taką samą delikatną i pociągłą twarzyczkę. Więcej szczęśliwa od innych, zdaniem doktora zdawała się tylko wysuszać i szczupleć pod wpływem ogarniających ją płomieni zepsucia.
— Dzień dobry panu, panie Froment, dzień dobry, doktorze... Ach, panie doktorze, przepraszam jaknajmocniej. Wystaw sobie pan, że poszłam do kościoła św. Magdaleny, aby usłyszeć początek nauki księdza Levasseura, obiecując sobie, że się wysunę na czas, aby zdążyć na
Strona:PL Zola - Płodność.djvu/635
Ta strona została skorygowana.