A przytem, bez żadnego rozumnego powodu, wbrew wszelkiej logice, zawsze tolerował jej stosunek z Santerre’m: zapewne więc Santerre nie liczył się; albo może nie mając początkowo pewności co do prawdopodobnego między nimi stosunku, pogodził się później z faktem dokonanym. A odkąd powziął świetną myśl wprowadzenia kochanka do swego domu, aby tem swobodniejszym być samemu, pozwalał mu przybywać o każdej porze, rozgaszczać się jak u siebie, wychodzić i wracać z żoną zawsze razem, przyczem wszyscy troje żyli w dobrych koleżeńskich stosunkach, śmiejąc się i rozprawiając z dumną wytwornością i z jakiemś rozpaczliwem, odartem ze złudzeń zacięciem.
— Nie myśl pan, że mi zależy na pastelistach... To, lub coś innego, wszystko jedno. Najważniejsza rzecz, żeby zabić popołudnie. Maindron zwalił mnie zupełnie z nóg swoim pierwszym aktem... Boże! co za ohydnie głupie bywają dni!
— Ach, gdyby tylko były głupie! — rzekł Séguin. — Syryusz mi zachorował, cała moja stajnia przez to zdezorganizowana, cały łańcuch nieszczęść, aż chęć bierze skończyć z życiem!
— Co, Syryusz chory naprawdę? Biedny mój przyjacielu, chcesz pan? zakończymy razem... Boć ja tylko wlokę, poziewając, moje życie!
— Ja zaś pluję na nie, womituję je. Tę wstrętność!
Strona:PL Zola - Płodność.djvu/642
Ta strona została skorygowana.