Strona:PL Zola - Płodność.djvu/647

Ta strona została skorygowana.

żającem ją życiem, nie czuć go wkoło siebie i w sobie.
— Chcę pójść do klasztoru! chcę pójść do klasztoru! Walentyna myśląc, że mała zupełnie straciła zmysły, posłała po Séguina, łając ją tymczasem bardzo po macierzyńsku i z wielką godnością.
— Ty mnie naprawdę wyprowadzasz z cierpliwości... Moje dziecko, w twoich latach zawcześnie jeszcze mówić o wstąpieniu do klasztoru, zdawaćby się mogło, jakbyś na około w rodzinie miała tylko powody samych smutków i cierpień. Co do mnie, zdaje mi się, że spełniałam zawsze moje obowiązki względem was i na szczęście nie mam sobie nic do wyrzucenia. Znasz dostatecznie moją religijność, wszczepiałam ci zawsze bojaźń i szacunek dla naszej świętej religii, wolno mi więc powiedzieć ci, że obrażasz Pana Boga, mieszając go do twoich kaprysów chorego dziecka... Nie można wstępować do klasztoru, jeżeli się nie jest posłuszną i Pan Bóg nie chce dziewczynek, które obrażają swe matki, od których zawsze tylko dobre odbierały przykłady.
Oczy Łucyi zatrzymały się teraz na oczach matki. W miarę, jak ta mówiła, rozszerzał jakiś przestrach te biedne, niewinne oczy, dotknięte boleśnie w namiętnem pragnieniu boskiej czystości, wzrok ten wyrażał głęboki ból zniszczonego