położyła mu rękę na ustach, a była to rączka ładna, wysmukła, pieszczotliwa.
— Nie mów!... ale oto oni już idą. A pamiętaj, że ja niepotrzebuję żadnych doktorów Gaudę, albo innych.
Państwo Morange wprowadzili Reginę, gotową do wyjścia. Matka ją ufryzowała i dziewczynka była rzeczywiście śliczna w różowej jedwabnej sukience z białemi koronkami, w wielkim kapeluszu z tego samego materyału co suknia. Okrągła, delikatna buzia tylko z kwiatem przedziwnej świeżości mogła być porównaną.
— Ach jaka ona zachwycająca! — zawołała Serafina — chcąc zrobić przyjemność rodzicom. Mam ochotę ją zabrać i nigdy jej wam nie oddać!
Zaczęła całować Reginę z uniesieniem, grając rolę kobiety wzruszonej i żałującej, że nie jest matką.
— Ach zazdrość porywa, patrząc, że inni posiadają taki skarb! Gdyby można wiedzieć, że Bóg ześlę taką śliczną istotę, to odrazu pragnęłoby się chociażby samą siebie narazić.. Ale nie dla mnie takie szczęście... więc ukradnę ją wam i nie odwiozę!
Państwo Morange śmieli się uszczęśliwieni, a Mateusz, dobrze ją znając, słuchał z osłupieniem. Ileż razy podczas ich miłosnego stosunku z nienawistnem oburzeniem mówiła o dzieciach jak o wstrętnem paskudztwie, które groźbą pojawienia
Strona:PL Zola - Płodność.djvu/65
Ta strona została skorygowana.