cięzcy w tej odwiecznej walce życia przeciwko śmierci, powiększając wciąż rodzinę i przysparzając urodzajnej gleby, co było treścią ich istnienia, ich radością i siłą. Żądza posiadania się ogarniała ich jako płomień, zapładniała ich ta boska żądza, dzięki sile miłości, sile dobra i zdrowia, które posiadali; reszty zaś dopełniały ich energia, ich spokojna wytrwałość w pracy, koniecznej tworzycielce i przewodniczce świata. Ale nie bez walki osiągnęli w ciągu tych dwóch lat zwycięstwo. W miarę powiększania się włości, rósł obrót kapitałów i powiększał kłopoty. Jednakże zaciągnięte na samym początku długi zostały spłacone i mogli teraz wreszcie odstąpić od uciążliwego systemu asocyacyi, spłacanych z zysków, którego się trzymali pierwotnie. Obecnie była tylko jedna głowa rodu, jeden patryarcha, pragnący na włości ugruntować swoją rodzinę i nie mieć innych pomocników i spólników, oprócz swoich dzieci. Dla każdego z nich zdobywał więc nowe pola, tworzył niejako dla swojego małego ludku ojczyznę. Chociażby kilkoro z dzieci rozproszyło, się później i poszło w świat, to zawsze pozostałyby tam korzenie rodziny, pozostałoby to wszystko co przywiązuje serce i żywi. Jakiemż stanowczem rozprzestrzenieniem się było naprzykład owo nabycie reszty mokradeł, dozwalające wziąć pod uprawę całe płaskowzgórze, mające przeszło sto hektarów
Strona:PL Zola - Płodność.djvu/653
Ta strona została skorygowana.