Strona:PL Zola - Płodność.djvu/655

Ta strona została skorygowana.

była słuchaną, ubóstwianą, bo była bardzo dobrą, bardzo piękną i bardzo kochaną. Zadania zaś nie było wcale łatwem, bo miała już ośmioro dzieci a wzrastająca ich liczba utrudniała jej obowiązki. Jak we wszystkich innych sprawach, wprowadzała i tam rygor i porządek, używała starszych do czuwania nad młodszemi, udzielała każdemu cząstkę swej pełnej serca i pieczołowitości, powagi i wychodziła zwycięzko z największych trudności, rządząc się wobec wszystkich prawdą i sprawiedliwością. Najstarsze dzieci, Błażej z Dyonizy, mający już lat szesnaście i Ambroży, kończący czternaście, przechodzili z opieki matczynej pod ojcowską. Ale pięcioro pozostałych, zaczynając od jedenastoletniej Róży aż do dwuletniej Ludwiki, licząc w to Gerwazego, Klarę i Grzegorza, pomiędzy któremi było po dwa lata różnicy, otaczali ją zawsze taką samą gromadką a nowy przybysz zajmował tam za każdym razem miejsce pisklęcia, które już odlatywało z gniazdka, skoro mu odrosły skrzydełka. Przy końcu ubiegłych dwóch lat urodziła Maryanna znowu córkę Magdalenę, było to jej dziewiąte dziecko. Połóg był szczęśliwy; ale dziesięć miesięcy pierwej poroniła była, w skutek wielkiego zmęczenia przy pracy. Więc skoro Mateusz ujrzał ją znowu na nogach i uśmiechniętą, z ukochaną maleńką u piersi, objął ją i przytulił w płomiennym uścisku, tryumfując raz jeszcze wbrew wszelkim kłopotom i bólom. Więc zno-