jęci położeniem podstaw do nowego maleńkiego królestwa, dążący do najpewniejszej z fortun, majątku opartego na ziemi, Beauchene’owie nie drwili już z ich dziwacznej myśli osiedlenia się na wsi, zostania wieśniakami z upodobania i przygodnemi rolnikami, jak ich początkowo nazywali. Zdziwieni, ale sprzyjający z góry każdemu powodzeniu, oszczędzali ich, szanowali teraz i traktowali jako bogatych — krewniaków a nawet zaszczycali od czasu do czasu odwiedzinami, zachwyceni wielką ruchliwością, pełnego życia folwarku, gdzie wszystko mówiło o dobrobycie i powodzeniu. Podczas jednej z letnich wizyt, odnalazła tu Konstancya panią Augelin, dumną przyjaciółkę z pensyi, której zresztą nigdy zupełnie z oczu nie była straciła. Młode małżeństwo, które dziesięć lat temu przybyło tutaj, obnosząc po ścieżynach Janville swą miłość i całując się po za każdym niemal krzakiem, nabyło wreszcie na końcu wioski domek, w którym corocznie spędzało teraz lato. Ale dziś nie pozostało już nic z owej dawnej ich beztroski; pani Angelin kończyła trzydziesty szósty rok życia; od sześciu lat zaś, odkąd wraz z mężem dotrzymywali danego sobie przyrzeczenia, że po skończonej trzydziestce przestaną być oszukującymi naturę kochankami, od sześciu lat więc żyli jak poważni małżonkowie, w oczekiwaniu dziecka, które sobie obiecywali, mimo to, dziecko nie chciało jakoś się urodzić. Nic nie
Strona:PL Zola - Płodność.djvu/658
Ta strona została skorygowana.