Strona:PL Zola - Płodność.djvu/708

Ta strona została skorygowana.

niepokój, nie traciła ani na chwilę nadziei, że syn jej, ten bohater, ten bóg, nieodzowny do własnego jej życia, nie może być niebezpiecznie chorym, nie może umrzeć.
Na trzeci dzień skonał na jej ręku, tej samej nocy, kiedy Beauchêne przyzwany depeszą telegraficzną, powracał wreszcie do domu. Ściśle biorąc, był to ostateczny tylko rozkład zubożałej krwi mieszczańskiej, zepsutej już u źródła, nagły zanik bezsilnego organizmu, w gruncie słabowitego od dzieciństwa, po za zewnętrznemi pozorami zdrowia. Ale jakim to było ciosem gromu dla matki, dla ojca, których wszystkie rachuby śmierć ta burzyła! Jedyny spadkobierca, książę przemysłu, którego tak pragnęli przez uparte wyrachowanie egoistyczne, przeszedł jak cień a przed nimi stanęła straszliwa rzeczywistość wtedy, gdy ich ramiona wyciągnęły się już ku próżni tylko. W jednej chwili nie mieli już dziecka!
Błażej razem z rodzicami znajdował się u łoża głów, na którem skonał Maurycy, około drugiej nad ranem a skoro tylko znalazł chwilę czasu doniósł o tej śmierci do Chantebled telegramem. Dziewiąta biła, kiedy z dziedzińca folwarku Maryanna, niezmiernie blada, przywołała Mateusza.
— Maurycy umarł!... Mój Boże! ten syn jedyny! biedni, biedni ludzie!
Potracili głowy, zmrożeni dreszczem. Ledwie