Przecież to już dorosła panna, niedługo czas ją będzie, wydać za mąż.
— Ach! — zawołała Walentyna — dobrze, że nie posłyszała co pani mówi, bo rozpłakałaby się tu chyba! Ma lat siedemnaście; ale z rozumu sądząc, to ledwie dwanaście. Czy pani uwierzy, że dziś rano szlochała, nie chcąc jechać na ten ślub, utrzymywała, że się z tego rozchoruje? Ciągle tylko mówi o klasztorze, trzeba będzie powziąć już raz jakąś decyzyę... W Andrei choć ma dopiero lat trzynaście daleko już więcej jest kobiecości. Tylko, że to strasznie głupi dzieciak, istna owieczka. Mnie aż często ta jej łagodność denerwuje.
I wreszcie wsiadła do powozu, ściskając rękę Maryanny, kiedy nagle spostrzegła, że jest przy nadziei dodała;
— Doprawdy tracę formalnie głowę! Zapomniałam panią spytać o zdrowie... Pani już w ósmym miesiącu, nieprawdaż? I to będzie jedenaste już dziecko. Okropność, okropność! Zresztą skoro się to pani udaje... Ach ci biedni ludzie, których tam pani zobaczy na górze! U nich to teraz dom opustoszeje!
Kiedy powóz ruszył, Mateuszowi i Maryannie przyszło na myśl, te lepiej może będzie przed pójściem na górę zajść do pawilonu, gdzie dzieci mogą im udzielić jakich potrzebnych objaśnień. Ale nie zastali ani Błażeja, ani Karoliny. Była tam tylko służąca, pilnująca małej Berty. Sła-
Strona:PL Zola - Płodność.djvu/716
Ta strona została skorygowana.