z swego zadania, bardzo blada, niezwykle piękna w tej krasie pierwszej młodości, z twarzą jak kwiat świeżą, z błękitnemi oczyma rozszerzonemi pośród jasno złotej aureoli włosów.
Skoro Mateusz i Maryauna podeszli ku niej, nie chciała mówić z nimi, zlekka tylko skinęła im głową. Ale krew słaba falą napłynęła jej do twarzy, oczy uśmiechnęły się do nich; a kiedy bez szelestu powrócili do salonu, pozostawszy w pokoju zmarłego przez chwilę w bolesnej kontemplacyi, zabrała się znów do swego zajęcia, sama w obec tego trupa pośród róż i gromnicznych płomieni.
W salonie Morange przechadzał się tam i napowrót bezprzestannie, niby cień zbłąkany. Mateusz pozostał w stojącej postawie, Maryanna zaś, której stan nie dopuszczał zbytecznego zmęczenia, usiadła w pobliżu drzwi. Nie wymieniano już ani jednego słowa, ciężka cisza oczekiwania wciąż trwała jeszcze wśród tych milczących, przyćmionych pokojów.
Po upływie dziesięciu minut nowa pojawiła się wizyta: pani i pan których zrazu poznać nie mogli. Morange skłonił się, przyjmując gości w pomięszaniu. Potem kiedy pani nie opuszczała ramienia mężczyzny, prowadząc go jak ociemniałego wśród rozstawionych mebli, aby się nie potknął czasami, Maryanna i Mateusz poznali państwa Angelin.
Strona:PL Zola - Płodność.djvu/720
Ta strona została skorygowana.