wszelkiej katastrofy. Sądził, że grom jego dosięgnąć nie może, że nieszczęście nie ośmieliłoby się przekroczyć jego progu.
I w pierwszej chwili pod ciosem tak nieoczekiwanym, poczuł się słabym jak kobieta, z racyi ciała nadwątlonego życiem rozpustnem, którego wynikiem był powolny roztrój władz umysłowych. Szlochał jak dziecko u zwłok zmarłego syna, widząc złamane wszystkie nadzieje, w niwecz obrócone wszystkie swe rachuby.
Piorun uderzył, nic już nie było. W ciągu jednej chwili wszystko wymiecionem zostało z jego życia, co miało jakąkolwiek cenę, świat stawał się czarnym i pustym. I w obec tego, blady, ugiął się do ziemi, z szeroką twarzą nabrzękłą od zmartwienia, z ociężałemi, krwawemi od łez powiekami.
Skoro zobaczył Fromentów, ponowna zdjęła go niemoc, podszedł do nich chwiejnym krokiem z rozwartemi ramiony, a łkania głos mu dławiły.
— Ach, kochani moi, jakiż cios straszny! A mnie tu nie było! Kiedy powróciłem stracił już przytomność, nie poznał mnie nawet... Czy to podobna? Chłopiec tak zdrowy! Zdaje mi się, że to sen, że on powstanie i zejdzie ze mną do warsztatów.
Ucałowali go, budził w nich litość, dotknięty takim gromem; powracał niezawodnie z jakiej orgii, nie wytrzeźwiał może jeszcze i odrazu
Strona:PL Zola - Płodność.djvu/723
Ta strona została skorygowana.