we już karmiące, synowie przywłaszczający sobie berła, co wypadły z rąk innych. A ona miała pozostać osamotnioną, ona nie miała nic na świecie, prócz tego niegodnego męża, złamanego, zniedołężniałego, bez sumienia...
Ten Morange, maniak drepcący bezprzestannie, ten nieszczęsny, którego jedyna córka, umierając okropną śmiercią, zabrała mu z sobą całą duszę, siły i rozum — było to widmo własnej jej klęski, jej własnej niedoli. Ani jeden odgłos nie dochodził od strony fabryki pustej i wygasłej — i fabryka umarła.
Na trzeci dzień był pogrzeb a ceremonia ta była prawdziwie imponującą. Pięciuset robotników fabrycznych szło za trumną, wybitni ludzie wszystkich klas tworzyli orszak niezmierny.
Zwracano powszechnie uwagę, że jeden ze starych robotników, Moineaud, dziekan fabryki trzymał jeden z kwastów całunu.
Uznano, że to było niezmiernie wzruszające, jakkolwiek ten poczciwiec cokolwiek powłóczył nogą i miał jakąś ogłupiałą minę w długim czarnym surducie, zniedołężniały skutkiem trzydziestoletniej pracy. Na cmentarzu Mateusz był zdziwiony, że jakaś podeszłego wieku kobieta, wysiadająca z żałobnego powozu zastępuje mu drogę.
— Widzę, mój drogi panie, że mnie nie poznajesz.
Gestem usprawiedliwiał się. Była to Serafina: zawsze wyniosła i smukła, ale tak wychudła, tak
Strona:PL Zola - Płodność.djvu/731
Ta strona została skorygowana.