rzam, że to co wiem, jest bardzo mało... Dziecko w moich oczach zostało oddane do Podrzutków. Od owej chwili matka nie spytała o nie i ztąd też nie może mieć o niem żadnych wiadomości. Nie mam potrzeby dodawać, że mąż pani również nic absolutnie nie wie pod tym wzglądem, zawsze bowiem stale odmawiał wszelkiego zajęcia się losem tego dziecka... Czy ono żyje jeszcze? gdzie się znajduje? — oto pytania, na które odpowiedzi dać nie mogę żadną miarą. Trzebaby chyba zarządzić w tej mierze całe śledztwo. Jeśli wszakże chcesz kuzynko, abym ci wypowiedział moje zapatrywanie w tej sprawie, to powiem ci, że wielce prawdopodobnem jest, że umarło, bardzo znaczną bowiem jest śmiertelność pośród tych nieszczęśliwych istot.
Wpatrywała się w niego bystro.
— I mówisz mi szczerą prawdę, kuzynie? nie ukrywasz nic przedemną?
A kiedy zaprotestował żywo:
— Tak, tak, ufam ci w zupełności... A więc umarło pewnie, tak przypuszczasz? Ach, mój Boże! ileż to takich dzieci umiera, kiedy tymczasem tyle jest kobiet, które tak byłyby szczęśliwe, gdyby mogły bodaj jedno z tych skazanych na zagładę ocalić, aby mieć choć jedno dla siebie na własność!... Wreszcie, jeśli to nie jest absolutną pewnością, w każdym razie jest to zawsze jakieś objaśnienie. Dziękuję ci.
Strona:PL Zola - Płodność.djvu/757
Ta strona została skorygowana.