Strona:PL Zola - Płodność.djvu/761

Ta strona została skorygowana.

Urażona zwrotem, jaki nadawał konsultacji, Konstancja oblała się szkarłatnym rumieńcem i milcząca dotychczas, wmięszała się, tonem gniewnym.
— Po co obwiniasz mnie? Czy wiesz cokolwiek pod tym względem?.. Doktorze, mojem zdaniem, należy ci raczej papę wyegzaminować i wziąć w kuracyę.
— Ależ, moje dziecko, nie chciałem ci bynajmniej wyrządzić przykrości.
— Przykrości, ach Boże! mniejsza o to! I tak płaczę teraz po dniach całych... Ale nie pozwolę, żebyś na mnie zrzucał całą odpowiedzialność za przyczynę naszego zmartwienia. A ponieważ znaglasz mnie do tego, zmuszona jestem uprzedzić doktora, aby wiedział przynajmniej czego się ma trzymać co do ciebie.
Daremnie Beauchêne starał się ją uspokoić. Unosiła się, traciła wszelką miarę.
— Jakim ty byłeś mężem, jakim dziś jeszcze jesteś mężem! czy sądzisz, że mnie to od dziś dopiero jest wiadomem? Ach! biedaku, wszakże ja zawsze najdokładniej poinformowaną byłam o wstrętnem życiu, jakiemu się oddawałeś!
Chciał jej przerwać, ująć za ręce, zaniepokojony zapaścią, którą przeczuwał w powietrzu.
— Dajże pokój! to głupie, po co to wszystko?
— Nie dotykaj mnie, brzydzę się tobą!.. Czy chodzi ci o to, że ci to mówię wobec doktora?