całkowicie. Nie jestem ja aniołem. Powinnaś była oddawać mi się zupełnie, pragnąć mnie, tak zresztą czynić, aby mi w głowie nie postała myśl o innych jakichś roskoszach.
Słuchała go oburzona, nie posiadając się z gniewu.
— Ależ to ohydne co mi tu mówisz! Więc to dlatego, że nie miałeś dosyć roskoszy z żoną, chodziłeś szukać jej u wszystkich ulicznic? I jakiejż to roskoszy? czy ja wiem, czy nie spełniałam zawsze moich obowiązków? Zarzucaj mi, że byłam uczciwą, że byłam czystą, że nie byłam jedną z tych nędznic, które z ciebie uczyniły istotę upadłą, niedołęgę i impotensa, jakim się stałeś.
Przerwał jej gwałtownym gestem, z twarzą osmaganą tym zarzutem impotencyi, gotów już wylać całe obrzydzenie, jakie w nim budziła zawsze jej chudość, wyschnięta jej skóra i ołowiana cera. Taka żona „ta kość“, tak niepodatna i niezręczna w miłości, tak zimna, że nie rozgrzała się nigdy w jego uścisku, nie mająca nigdy na twarzy uśmiechu szczęścia, wesołości, czyliż taka miała prawo rzucać mu w twarz tyle zarzutów?
— Dobrze! bij mnie teraz — zawołała — to będzie uwieńczeniem wszystkiego!.. A jeśli rzeczy nie szły tak jak ty chciałeś, dla czegożeś tego nie objawił? Nie chcieliśmy dziecka, więc byliśmy zmuszeni uciec się do koniecznych ostrożności.
Strona:PL Zola - Płodność.djvu/766
Ta strona została skorygowana.