Strona:PL Zola - Płodność.djvu/779

Ta strona została skorygowana.

teraz, było raczej powstającym z grobu szkieletem bezcielesnym tej kobiety zwycięzkiej, którą znał kiedyś! Miała ze sto lat chyba.
— Tak, patrzysz na mnie jeszcze i nie możesz uwierzyć. To tak jak ja, kiedy zobaczę się w lustrze, przelęknę się zawsze... To też widzisz, zasłoniłam tu wszystkie lustra, tak drżę na myśl spotkania się w nich z mojem widmem.
Usiadł na jakiejś bardzo niskiej kanapie, ona siadła obok niego, ujęła obie jego ręce serdecznie w wychudłe swe palce.
— Co? Już dziś nie lękasz się, bym cię skusiła, zbyt starą jestem i teraz mogę powiedzieć ci wszystko... Znasz dobrze całe moje dzieje. Prawda, że nie urodziłam się na to, by być matką, ani nawet małżonką. Przeszłam dwa sztuczne poronienia i nie żałowałam tego nigdy. Co do mego męża, po nim nie płakałam również; był to poprostu waryat niebezpieczny. Potem, owdowiawszy, mogłam swobodnie żyć wedle moich upodobań, nieprawdaż? Nie można mi zarzucić żadnego skandalu, umiałam strzedz mego stanowiska w świecie, robiłam co mi się podobało, ale przy drzwiach zamkniętych... Roiłam o tem, aby być istotą oddaną wyłącznie miłości, pięknu, roskoszy — to było marzeniem sił moich wszystkich, wszystkich pragnień, co mnie paliły. I to prawda, że skłamałam wówczas, kiedym ci powiadała, że jestem chorą, aby upo-