Strona:PL Zola - Płodność.djvu/786

Ta strona została skorygowana.

Oboje rozmawiali jeszcze, kiedy niespodziewana wizyta przejęła zdumieniem Serafinę. Pojawiła się Konstancya, która zdecydowała się wreszcie i powracała tu wprost od Gaude’a. Nigdy nie przychodziła o takiej porze na ulicę Marignan. Ale dotknięta do głębi serca słowami chirurga, z głową oszołomioną, wyszedłszy ztamtąd, poczuła się tak osamotnioną, czuła taką potrzebę pomówienia z kimś o tem wszystkiem, ulżenia sobie spowiedzią, że przybiegła tutaj, wpółprzytomna, cała oddana wyłącznej swej namiętności.
Odedrzwi zaraz już poczęła mówić gorączkowo, nie dziwiąc się bynajmniej, ani zajmując obecnością Mateusza.
— A! moja kochana, obawiałam się, że cię nie zastanę... Czy wiesz co on mi powiedział przed chwilą, ten wasz Gaude: „Pani ja nie mam dzieci na obstalunek.“ I śmiał się i był silny, był piękny!.. Ach, jakiż to szkaradny człowiek!
— Ostrzegałam cię — zauważyła Serafina. — Żartował z ciebie, byłam tego pewną. Dziecko na obstalunek, nie z pewnością! ponieważ on je odstalowuje!
Konstancya, która się chwiała na nogach, usiadła na kanapie, na tem samem miejscu, gdzie siedziała przed chwilą siostra jej męża. I teraz jęła opowiadać szczegółowo całą swą wizytę, tłumaczyła jakim sposobem wymogła, mimo wszystko na doktorze Gaude, że ją zbadał. A przyczyną jej rozpaczy była brutalność spokojna,