Strona:PL Zola - Płodność.djvu/787

Ta strona została skorygowana.

z jaką oświadczył jej, że nigdy już nie będzie miała dzieci. Wyrok był formalny: szarlatani tylko mogli ją wyzyskiwać i łudzić kłamstwami. Dla niego zwarcie kanałów na skutek sukcesywnych zapaleń, przeszłych już w chroniczne, nie ulegało wątpliwości. Rzecz skończona zatem i okazał nawet, że go bawi i dziwi zarazem ta rozpacz, w jaką pogrąża ją ten wyrok. Ileż innych pań z pośród jego klientek uważałoby za szczęśliwą dla siebie podobną wiadomość! Setkami je kastrował i setkami wciąż kastruje z wesołym śmiechem znakomitego operatora, przekonany o tem, jak mawiał czasami, że nóż jego pracuje na rzecz bogactwa i radości świata.
— Kłamie, kłamie! — krzyknęła namiętnie Serafina. — To zabójca, który i we mnie zabił wszelką radość!
— Skoro wyszłam od niego — ciągnęła dalej Konstancya — zdawało mi się, że padnę na jego schodach. Ale mniejsza! miał racyę mówić tak bez ogródki. Teraz wiem, że wszystko już skończone na zawsze!
I z kolei ją teraz dławić poczęły łkania. Długo Konstancya opłakiwała utratę macierzyństwa na tem samem miejscu, gdzie Serafina przed chwila opłakiwała utratę rozkoszy a Mateusz patrzył teraz na obie te kobiety połączone w wzajemnym uścisku, skromnisię i bezwstydnicę, matkę i kochankę, zbliżone do siebie, pogrążone w jednej rozpaczy niemożności.