dziła drugie dziecko, na ten raz chłopca; jakież to było nowe ognisko zagarniającej płodności, jakąż ono było groźbą przyszłej uzurpacyi teraz, kiedy ona, bezpłodna, nie może mieć już nigdy prawowitego dziedzica, tego wymarzonego następcy tronu, któryby zagrodził drogę zaborczym zapędom obcych!
Nie przenikając całkowicie szczególniejszego uczucia, któremu ulegała, sądził, że chciałaby wybadać go po prostu tylko, przekonać się, czy po za synem swym Błażejem nie stoi on sam może, czy i on nie bierze udziału w spisku zaborczym. Może zaniepokoi go to, może odmówi wszelkich poszukiwań... I myśl ta przechyliła szalę, zdecydował się dopomagać jej, wierząc jedynie w siłę życia po za obrębem wszelkich obrachowań ambitnych.
— Jestem na twoje rozkazy, kuzynko. Zapewne spodziewasz się, że takie poszukiwania przyniosą ci cokolwiek ulgi. Jeśli wszakże to dziecko żyje, czy mam ci je sprowadzić?
— O! nie, o! nie, tego nie żądam! Potem jąkając się, z gestem pomięszania, dodała:
— Nie wiem prawdziwie, czego bym chciała, wszystko to sprawia mi śmiertelne cierpienie!
Nie kłamała; nie miała żadnego jeszcze jasno określonego planu w pośród tej burzy uczuć, co pustoszyła jej serce. Czy przypuszczała może, że byłby to możliwy dziedzic ich fortuny? Czy w swej nienawiści dla tych zdobywców, przy-
Strona:PL Zola - Płodność.djvu/789
Ta strona została skorygowana.