— Zalutowanie będzie dostateczne — powtarzał. — Na zalutowanie zgadzam się z miłą chęcią.
By nadać inny kierunek rozmowie, rzekł:
— Panie Froment pokażę panu cóś cudownego... pan masz gust wyrobiony, więc zdołasz to ocenić!
Miał on rzeczywiście bardzo pochlebną opanję o Mateuszu, wiedział, że jest inteligentny, pomysłowy. Ten poddał się teraz taktyce dywersyi w rozmowie, lecz postanowił nie odejść ztąd dopóki nie otrzyma nowego dachu. Wziął do ręki książkę w bogatej oprawie, którą Séguin wyjąwszy z szafy podawał mu jak relikwię. Na okładce z białej skóry była inkrustowana wielka srebrna lilja a przez nią na ukos rzucona wiązanka fioletowego ostu. W rogu, u samej góry, jakby na tle nieba, widniał tytuł dzieła: „Wiekuiste Piękno“.
— Ach, jakie to ładne w kompozycyi i w kolorycie! — zawołał Mateusz rzeczywiście zachwycony. Oprawa książek staje obecnie na wysokości sztuki.
A zauważywszy tytuł, dodał:
— Ależ to ostatnia powieść pana Santezze!
Séguin z boku śledził twarz powieściopisarza, który się zbliżył, a widząc go wzruszonym pochlebstwem, rzekł do niego:
— Dopiero dzisiaj rano introligator odaiós mi tę książkę... czekałem sposobności, by ją tobie znienacka pokazać. Udana oprawa... uważam
Strona:PL Zola - Płodność.djvu/79
Ta strona została skorygowana.