lat tylu. Doznawała tak żywego uczucia wyzwolenia na tę myśl, że już jej nie będzie dotykał ten mężczyzna, iż miała nawet chwilę radości mściwej, kiedy mogła mu wypowiedzieć całe swe dlań obrzydzenie, cały wstręt, jakim przejmował ją ilekroć swój wyziew rozpusty, wnosił w dom z sobą. I uląkł się jej, poszedł spędzić noc po za domem, tak mu się wydała wielką, groźną i straszliwą, mimo drobnej swej, czarnej postaci, kiedy poczęła krzyczeć, że go już nie zatrzymuje, że może sobie powrócić do swego plugastwa, pozostać już w niem teraz swobodnie, choćby zatonąć. Był to nieubłagany pochód logiki, nieuniknione rozprzężenie dokonywające się: naprzód oszukiwanie natury, będące wynikiem egoistycznej dumy pieniądza, rozjątrzęnie z powodu zboczeń męża tolerowanych początkowo przez wzgląd na źle zaspakajane jego żądze, potem upadek stopniowy człowieka inteligentnego, pracownika, popadłego w pijaństwo i niskie namiętności, nakoniec, po śmierci syna jedynego, zupełna ruina małżeńskiego pożycia: żona bezpłodna, mąż przez nią wygnany, staczający się w ostateczny kał zepsucia. A życie szło dalej swą koleją...